Miesięczne archiwum: Marzec 2013

Swatch Xtreme Verbier 2013 by The North Face (FWT 2013)

Swatch Freeride World Tour by The North Face zakończony!

 

Swatch Freeride World Tour by The North Face zakończony. 

 

Za nami kolejny sezon zmagań w ramach Swatch Freeride World Tour by The North Face. Sezon wyjątkowy, gdyż po raz pierwszy o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej walczyli narciarze i snowboardziści startujący dotychczas w trzech oddzielnych cyklach zawodów na całym świecie (Freeride World Tour, Freeskiing World Tour i The North Face Masters of Snowboarding).

Tradycyjnie finał zmagań światowej czołówki rozegrany został w czasie legendarnych zawodów Xtreme Verbier. Szansę na pokazanie swoich umiejętności na imponującym zboczu Bec des Rosses mieli jedynie najwyżej sklasyfikowani zawodnicy i zawodniczki całego cyklu oraz zdobywcy kilku dzikich kart.

 

Obfite opady śniegu przez całą zimę, a także w tygodniu poprzedzającym zawody były gwarancją doskonałych warunków panujących na ścianie. Zachęciło to zawodników do próbowania trudnych technicznie przejazdów i potężnych skoków ze skał. Co znamienne nie zabrakło także typowo freestyle’owych ewolucji, które stały się już stałym elementem zawodów freeride’owych na najwyższym światowym poziomie. 

 

Najlepszą linię na nartach zaprezentował w ocenie sędziów Kevin Guri. Francuz pewnie i płynnie pokonywał śnieżne pola i bez wahania zaliczał wysokie loty z klifów. Było to pierwsze zwycięstwo 23 – latka w tym roku i z pewnością jedno z najważniejszych w jego karierze.

Walka o tytuł Mistrza Świata Freeride World Tour rozegrała się jednak pomiędzy czołówką rankingu generalnego. Szwed Reine Barkered, który triumfował w cyklu FWT w 2012 roku, zajął w Verbier drugie miejsce co nie wystarczyło by pokonać doskonale jeżdżącego w tym sezonie Amerykanina Drew Tabke.

 

„To jest to na co pracowałem przez ostatnie 10 lat. Poświęcamy rywalizacji dużą część naszego życia, więc taka nagroda jest dla mnie bardzo ważna. Za nami wiele ważnych wydarzeń, które doprowadziły nas do miejsca, w którym jesteśmy, ale z niecierpliwością czekam na to co wydarzy się w przyszłości.” – powiedział po zawodach nowy Mistrz Świata.

 

Wśród snowboardzistów triumfował Ralph Backstrom, który zachwycił wszystkich niezwykle płynnym przejazdem i kilkoma dużymi skokami. Zwycięstwo w Verbier było doskonałym podsumowaniem sezonu, w którym Amerykanin wreszcie sięgnął po tytuł Mistrza Świata.

„Nie znajduję słów by opisać moje emocje. Starałem się o to zwycięstwo przez wiele lat. Kilka razy byłem drugi i cieszę, że w końcu wygrałem cały cykl. To był bardzo zakręcony sezon z sukcesami i porażkami, więc niesamowicie się cieszę się z takiego finału, tutaj w Verbier.”- powiedział Backstrom.

 

Wśród narciarek w Verbier triumfowała zdobywczyni dzikiej karty Matilda Rapaport z Austrii, ale tytuł Mistrzyni Świata powędrował do jej rodaczki Nadine Wallner, która zwycięstwo w klasyfikacji generalnej zapewniła sobie już w Fiberbrunn – PilerseeTal. Najlepszą snowboardzistką w Verbier i całym cyklu była Francuzka Elodie Mouthon, która podobnie jak Wallner po raz pierwszy w karierze startowała we Freeride World Tour. 

 

Obszerne relacje zdjęciowe i filmowe z ostatniego i wszystkich poprzednich przystanków cyklu Swatch Freeride World Tour by The North Face znaleźć można na stronie www.freerideworldtour.com. Zgodnie z zapowiedziami organizatorów już wkrótce pojawi się tam także kalendarz imprez w kolejnym sezonie.

 

 

The North Face®, należący do VF Corporation, Inc., powstał w 1968 roku w San Leandro w Kalifornii. Firma oferuje najbardziej zaawansowane technicznie produkty wspinaczom, sportowcom wytrzymałościowym, miłośnikom gór i sportów zimowych oraz odkrywcom. Produkty firmy sprzedawane są w sklepach dedykowanych podróżnikom, wspinaczom, narciarzom i snowboardzistom, sieciach sklepów sportowych oraz z odzieżą outdoorową.  Więcej informacji o The North Face® znajdą Państwo na: www.thenorthface.com.

420382_10200832519552985_2117769810_n

INTO THE WILD czyli skitury naszym okiem

Czasami wszystko co dzieje się wokół -przytłoczy nas do takiego stopnia, że nie widzimy żadnej drogi wyjścia…. czasem trzeba pomyśleć i ową drogę odnaleźć wśród najbanalniejszych rozwiązań.

Każdy z nas ma wiele na głowie, nieważne jak jesteśmy twardzi i wytrzymali na codzienny stres, bieganinę za pieniędzmi w końcu  zbuntuje się nasz organizm.. Niektórzy z nas chodzą do psychologów, znachorów, zielarzy inni odnajdują ukojenie emocjonalne w alkoholu inni w treningach.

Faktycznie przyznam od jakiegoś czasu mam świra. Świra na punkcie powrotu do korzeni, do matki natury, do większego szacunku do tego co  matka natura nam dała. Nie będę się przywiązywać do drzew w Amazonii, ani  bronić własnym ciałem zwierząt z grona ‘gatunek zagrożony’, ale spokorniałam, znów zaczęłam szanować to co mi dano. A wystarczył jeden zwykły dzień….

Ostatnio mój kolega bardzo śmiał się ze mnie, że oglądając i czytając ‘Into the wild’ chce niebawem zacząć żyć w lesie żywiąc się wiewiórkami i tym co ‘ spłodzi grunt’- coś w tym jest o tyle o ile, bo nie mam zamiaru być pustelnikiem, nie zamierzam porzucić rodziny ani izolować się od  wszystkiego. Faktycznie lektury Thoreau, oglądanie dokumentów o amerykańskich trampach, filmy taki jak „Niebiańska plaża”, „ Prosta historia” czy „Przed wschodem słońca” tknęły mnie do pewnych posunięć i odrodziły we mnie pewne priorytety, o których chyba zapomniałam.

 

INTO THE WILD

 

To miał być kolejny weekend, taki jak poprzednie- pakujemy się w samochód, sobotę spędzamy dzień na snowparku, wieczorem afterek, niedzielne leniuchowanie, może znów snowpark i w chałpę. Myśl o tym, że od kilku tygodni po weekendzie wracam zmiażdżona równie jakbym nigdzie nie wyjeżdżała, a poniedziałkowe wstawienie się w korpo to katorga o której myślę już w niedzielny wieczór niepokoiła mnie i szukałam rozwiązania, co zrobić by w końcu zapomnieć o wszystkim?

 

O fokach słyszałam dużo, na Kasprowym zawsze spotykało się dużo osób, które sobie dreptały pod górę- ja, puch marny myślałam –po co do cholery oni to robią? Jaki jest sens wchodzenia pod górę, by z niej zjechać? Jest tak…albo inaczej… Ja mam tak, że jak nie wiem jaki mam sens, to sama muszę go znaleźć, by stwierdzić faktycznie to do dupy i nie ma sensu, bądź faktycznie to ma głębszy sens i wszystko już rozumiem.  Bez sensu ;)

Chodzi o to ,że muszę się przekonać czy gra jest warta czy nie warta świeczki

 

Przez myśl przeszło mi, że może to najwyższy moment by spróbować swych sił. Dobry wycisk nikomu nie zaszkodził. Zaczęłam się interesować i rozmawiać z osobami, które skiturują, o tym co warto ze sobą mieć, jak się ubrać na taką wycieczkę i czy tak naprawdę damy radę jako nowicjusze wejść gdziekolwiek. Należę  do osób, które lubią wiedzieć wszystko na dany temat dlatego strasznie żałowałam, że wydawnictwo Pascal nie wydało przewodnika „ Foki na weekend”, ale przy dokładniejszym przeszukaniu internetu  na pewne pytania udało mi się uzyskać odpowiedź. Wycieczka  nabierała na wielkości , nagle z wycieczki 2- 3 osobowej zrobiła się grupa chętnych, którą docelowo nazwałam klasą- taki rozmiar przybrała. Tak samo jednak jak w klasie bywało, gdy chciało się iść na wagary i zgarnąć wszystkich- ja kończyłam na wagarach z dwoma osobami, a  kilkanaście osób jednak rezygnowało. Tak też było tym razem. Wyklarowała się nam grupa 3 osób. Trzech dziewczyn. W piątek wieczorem spotkaliśmy się ze znajomymi, bo nasz plan prawie wziął w łeb. Czwarty stopień zagrożenia lawinowego, krążące plotki, że wprowadzą nawet stopień piąty, który jest niesamowitą rzadkością w polskich górach. W razie zmiany pogody dostaliśmy wskazówki gdzie iść i na co się nastawić. Postanowiłyśmy w razie czegoś obrać inny plan- nic jednak nie przyszło nam do głowy.

 

Sobotni poranek zaczął się dla nas bardzo wcześnie. Chyba emocje nas dopadły i godzina 6:30 nie wydawała się być tak wczesna. Oglądamy jak się sprawy mają, okazuje się, że sytuacja opanowana, czwarty stopień pozostał, ale będą otwarte trasy także nie jest tak źle.

Po pożywnym śniadaniu , udajemy się do Wolf Trail’a na rondo kuźnickie, by odebrać sprzęt, który na nas czekał. Okazuje się także, że nasz przewodnik ma roboty po pachy i wracamy do punktu wyjścia- zostajemy same. Szybko pokazał metody użytkowania fok i możemy ruszać.

Po jakiejś chwili byłyśmy już w Kuźnicach. Dnia poprzedniego wszyscy mówili, że może lepiej byśmy poszły na Kondratową, na spokojnie, że blisko, że fajnie. Od samego początku napierałam byśmy jednak doszły do Goryczkowej. Stajemy na rozdrożu i stawiamy wszystko na jedną kartę- nie do końca wiedząc czego się spodziewać.

Szlak ma niecałe 3 km długości, przed nami przeszło nim może z 5 osób. W ogóle w czasie drogi spotkaliśmy niewielką liczbę kolegów po fachu i jedną koleżankę. Widać, że oni nie robili tego po raz pierwszy czy nawet drugi. Tu zaskoczenie pierwsze- moi rodzice wpajali mi do głowy od dziecka chodzenie po górach, zdobywanie szczytów i posiadanie wielkiej radości z tego faktu…. Jak miło było usłyszeć na szlaku cześć i tym samym przypomnieć sobie jak zdobywało się szczyty u boku rodziców. Przypomniało mi to, jak ważne dla mnie są góry, nie tereny zurbanizowane przez człowieka, gdzie mamy trasę narciarską, tysiąc karczm i gówniane  przeboje w tle, którymi katuje nas radio zet czy inne badziewie.

208897_10200287882493383_213303390_n

Trasa wytyczona początkowo szeroka by w razie problemu się wyminąć, odpocząć- ciągle balansująca między lasem i nartostradą, która prowadzi do Kuźnic. Im wyżej dreptałyśmy tym mniej ze sobą rozmawiałyśmy, co nie zmienia faktu, że co chwile któraś mówiła o niesamowitości widoków które mamy wokół. Im wyżej tym ciaśniej- starałam się prowadzić grupę w miarę spokojny sposób- nigdzie nam się nie spieszyło, chodziło przecież w końcu o to, by przeżyć swoiste nawrócenie, oczyszczenie, detoksykacje własnego umysłu.

Widoki, które serwowała nam matka natura były znacznie lepsze niż te, które widzimy wjeżdżając ściśnięci jak sardynki w puszcze metalową gondolką w stronę Kasprowego.

Zmiana perspektywy i tego , co tak naprawdę w tych górach jest i można zobaczyć zaskoczyło nas wszystkie.

Nie może się jednak obejść bez kryzysu. Kryzys nas dopadł, a właściwie jak wynikało z naszych późniejszych rozmów dopadł mnie. Nie był to kryzys fizyczny a psychiczny.

Mój błędnik zwariował. Brak punktu odniesienia spowodował, że nie za bardzo mogłam stwierdzić gdzie jesteśmy- wiedziałam, ile przeszłyśmy na tak zwane oko, ale nic nie mogło potwierdzić mojej tezy. Wszystko wskazywało na to, że to kwestia kilkuset metrów- bo czubki choinek są na wysokości oczu itp. W razie wypadku powiedziałam, że jeśli za godzinę nie dojdziemy nigdzie- w sensie nie będziemy miały żadnego potwierdzenia, że jesteśmy w stanie dojść wracamy – co wiedziałam, że może się nie udać, bo nartostrada już od dawna nie była na tyle blisko by do niej czmychnąć, a zejście w dół szlakiem nie należało do najrozsądniejszych decyzji.. Góry uczą pokory. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że są tutaj dłużej od nas i to one mają władzę, a także, że to my weszliśmy na ich teren. Na szczęście kryzys minął- oczom ukazała się pośrednia stacja kolei na Kasprowy Wierch. Salwy śmiechu, zadowolenie i szybka regeneracja. Porównania do planu filmowego Rambo I , kiedy to Sylwek ucieka przed wszystkimi stróżami prawa i niczym kozica skacze po lesie.

Błędnik wrócił i ma się dobrze, bo wie gdzie jest.

 Kolejne kilkaset metrów nie powiem było najtrudniejsze, były chwile zawahania, do momentu kiedy znalazłyśmy półkę śnieżną, na której pierwszy raz od samego dołu mogłyśmy spocząć. Uspokoił się nam oddech i padło tylko jedno zdanie- słuchajcie jak tu cicho.

 Po kilku minutach ruszyłyśmy w drogę by zaatakować, jak dobrze nam się wydawało już „szczyt” który sobie na ten dzień obrałyśmy.

Na szczycie okazało się, że naszym oczom od razu pojawili się nasi znajomi, którzy mówiąc szczerze rozbawieni byli naszymi strojami. Faktycznie nie miałyśmy softszelów czy innych przeciwwszystkiemu ciuchów z niewiadomo jakich materiałów- poszłyśmy w tym co miałyśmy i w czym normalnie jeździmy na desce czy nartach.

 

PRZEMIANA

 

Przyszła pora na wnioski- wnioski wnoszą tyle w ten tekst, bo dzięki tym wnioskom dzielimy się z Wami naszą przygodą. Porzućcie psychologów, znachorów, alkohol narkotyki, czy to co czyni Was wolnymi. Przez cały ten czas, nie pomyślałyśmy o niczym. Nic kompletnie nie zaprzątało nam głów podczas tej przemajestatycznej wyprawy. Wszystko co do tej pory spędzało mi sen z powiek, co mnie irytowało, co mi zatruwało życie i patrzenie na życie znikło w ciągu tych kilku godzin. Jeśli wiecie czym jest jasny stan umysłu- to to właśnie dają skitury. WOLNOŚĆ

Zjechałyśmy na dół aż do ronda kuźnickiego, co w porównaniu do wejścia nie dawało żadnej satysfakcji ani fanu. Akumulatory naładowane. Mamy wtorek- a na mej twarzy od soboty nie ma nic innego tylko ogromny uśmiech. Nic mnie nie denerwuje, wszystko mnie bawi, a błahość spraw codziennych jakoś przepływa i już ich nie ma. Czekam z niecierpliwością na kolejną wyprawę, nieważne gdzie, nieważne jak- ważne by poczuć po raz kolejny to cudowne zbratanie się z naturą.

To prawdziwy powrót do korzeni- nie żadne snowparki, nie żadne przygotowane trasy-  to prawdziwe poznanie gór.

 

Osoby, które nie miały przekonania serdecznie zapraszam do próby swych sił. Nie patrzcie na to, że tak jak my nasi koledzy pośmiali za szerokie ciuchy na skitury bądź to, że to „tylko” Goryczkowa- dla nas było to bardzo wiele i naprawdę warto by zarażać innych tym wyśmienitym sportem.

 Dzięki Kura za to, że zawsze podtrzymujesz i wspierasz moje pomysły.

Dzięki Tomczi za to, że jednak zdecydowałaś się ciągnąć ciężar nart na plecach i dotrzymać nam towarzystwa!.

Dzięki Wolf Trail za foczki!

Ahne Szczypka _redaktor naczelna poartalu wepeaceit

logo do wyceny

Naturalnie… Najlepszy hotel na Śląsku.

Hotel Natura Residence **** Business & SPA to miejsce dosłownie inspirowane naturą. Za tezą tą przemawia – po pierwsze – malownicza lokalizacja, po drugie wnętrze hotelu i po trzecie – świetna restauracja, w której codziennie powstają potrawy, które przyprawiają (naturalnie!) o kulinarne zawroty głowy.

W Polsce nie wiele jest miejsc, które mogą pochwalić się tak świetnym kompleksem wypoczynkowym, natomiast niewielkie miasto na śląsku – Siewierz  - z dumą może to robić. A wszystko to za sprawą hotelu  Natura Residence **** Business & SPA, który z natury czerpie najwięcej…. Nie będzie zwykłym frazesem stwierdzenie, że siewierski hotel to prawdopodobnie jeden z najlepszych obiektów w Polsce. Sąsiadując z dzikim rezerwatem przyrody, otoczony jeziorami i lasem sosnowym, tworzy swoisty mikroklimat, o którym nieraz można było tylko pomarzyć przeglądając karty klasycznych woluminów. Ten sielankowy opis, doprawiony nowoczesnym wnętrzem, luksusowym SPA i wyśmienitą restauracją, tworzy spójną całość, z którego po prostu nie chce się wyjechać.

 

 

Opisując to miejsce, zatrzymam się przy sferze, która bliska jest mi najbardziej – przy sporcie. Wielokrotnie podróżując, czy to po kraju, czy po świecie, jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak świetnie zorganizowaną bazą dla osób aktywnych. Być może to za sprawą samej okolicy, która dodaje niespożytych energii (za wybór lokalizacji chapeau bas w stronę właścicieli), a być może za sprawą umiejętnego połączenia tego co daje natura z tym co dają przywileje nowoczesności. Tak więc, mamy: szlaki rowerowe, spacerowe, biegowe. Trasy narciarskie i te dla wielbicieli nordicwalking. Wewnątrz basen i saunę. Do tego możliwość indywidualnych zajęć z najlepszymi instruktorami. A tuż po wysiłku na każdego czeka SPA z całą paletą zabiegów i masaży, które uwodzą zmysły wycieńczonych osób.

Urzeczona Hotelem i jego pięknem (bez żadnej ściemy) zachęcam do spędzenia tam choćby dnia. Bo warto!

http://www.naturaresidence.pl/