Kiedy ekipa SZEROKI HORYZONT przedstawiła nam swój pomysł podróży, który chce bardzo przekazac innym podróżnikom, od razu się zgodziliśmy. Utrudniony kontakt z naszymi podróżnikami powodował wiele problemów z przesyłaniem ich relacji, dlatego przedstawiamy Wam historię ich podróży- pierwsze etapy. Szeroki horyzoncie- życzymy dalszych sukcesów w podróży i tylko dobrze nastawionych do Was ludzi!

Pierwsze dwa dni za nami wyruszyliśmy w piątek 19.07.2013 z małym poślizgiem półtorej godziny z Krakowa zabierając po drodze Tripowiczów z Katowic, Zawiercia, Jastrzębia i Raciborza.
W trakcie entuzjastycznej podróży do Wenecji zatrzymaliśmy się na krótkie zwiedzanie Wiednia. Podczas podróży przemierzając miasta spotykamy się z miłym nastawieniem ludzi machających nam i życzących powodzenia.
Po dwunastogodzinnej podróży dojeżdżamy do Wenecji. Na początku przerażeni stanem mostu łączącego wyspę z lądem i niemiłym zapachem glonów podkręcamy atmosferę ekstremalną przejażdżką Wenecką taksówką. Pełni pozytywnych emocji docieramy do Piazza San Marco. Zwiedzamy tam plac Św. Marka wraz z dużą ilością zabytków dookoła. Zmęczeni zwiedzaniem postanawiamy wrócić pieszo do samochodu. Droga do parkingu przypomina labirynt. W mieście jest niesamowita ilość budynków, mostów i wąskich uliczek. Pozytywnie zaskoczeni przyjaznym nastawieniem tubylców, z ich pomocą docieramy do parkingu i udajemy się do Trieste.
Jadąc na nocleg do Trieste wzdłuż wybrzeża Adriatyku podziwiamy zachód słońca.
Na miejscu udajemy się na nocne zwiedzanie miasta oraz w na poszukiwanie plaży na nocleg. Niestety szybko okazało się że okoliczne plaże nie są nam pisane ponieważ w większości składają sie z portów.
Postanawiamy poszukać noclegów w pobliskim mieście Muggia, bez problemowo znajdujemy miejsce na parkingu przy porcie, gdzie miło spędzamy wieczór przy grillu i kosztowaniu miejscowych trunków.
Wypoczęci udajemy się w kierunku Chorwacji by zwiedzić słynący z przepięknych krajobrazów Park Jezior Pilitwickich.

ETAP II:
Albania i Czarnogóra:
Po zwiedzeniu Dubrovnika ruszyliśmy w stronę Czarnogóry. Jadąc wzdłuż wybrzeża dotarliśmy do słynnej Boki Kotorskiej, którą objechaliśmy docierając do Kotoru. Było to pierwsze miasto które zwiedzaliśmy. Jako jeden z zabytków UNESCO spełniło nasze oczekiwania odkrywając przed nami urokliwą starówkę składającą się z labiryntów uliczek kryjących liczne niespodzianki w postaci zabytkowych budynków. Udaliśmy się potem w dalszą trasę i dotarliśmy do Budvy, w której zjedliśmy pyszną kolację. Przed nami była jeszcze długa droga dlatego zaraz po posiłku wróciliśmy do busa, którym dojechaliśmy po kilku godzinach do miejsca noclegu. Okazał się nim parking tuż przed granicą z Albanią. Rozłożyliśmy miejsca do spania wokół busa i zmęczeni legliśmy na naszych „łożach”, ale nasze relaksowanie nie trwało długo. Usłyszeliśmy szczekanie i po chwili, na niewielkim wzniesieniu nieopodal miejsca naszego obozu na horyzoncie ukazały się trzy ogromne psy skupiające wzrok na członkach ekipy, wzbudzając niepokój niepozwalający na spokojny sen. Dzielni mężczyźni zdecydowali, że będą pełnić warty, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim kobietom. Tak przetrwaliśmy noc by następnego ranka ruszyć w stronę Albanii. Pierwszym przystankiem, w tym jak się okazało zupełnie odmiennym kulturowo kraju, było największe miasto południowej Albanii – Szkodra. Nasz kierowca zmuszony był do wczucia się w rytm tamtejszych kierowców, gdyż przepisy drogowe w zatłoczonych ulicach nie obowiązywały. Wybraliśmy się na spacer po mieście, gdzie na przyulicznych targach mogliśmy kupić dosłownie wszystko. Skończyło się na klapkach i okularach przeciwsłonecznych, a koleżanka Ania dostała od zauroczonego sprzedawcy pomidora
Ludzie w Albanii byli do nas bardzo przyjaźnie nastawieni, pomagali znaleźć drogę, chociaż znajomość języków obcych jest u nich bardzo słaba. Następnie pojechaliśmy pod Zamek Rozafy, na ruinach którego ujrzeliśmy piękną panoramę regionu. Chodziliśmy podziemnymi tunelami, a Pan przewodnik opowiedział nam bardzo ciekawą legendę o budowie tamtejszego zamku. Wybraliśmy się w dalszą drogę do portowego miasta Durres. Samochód zaparkowany na zakazie okazał się dla przechodzącego policjanta „non problemo”. Obejrzeliśmy okazałe meczety, a potem bawiliśmy się na ogromnym karuzelach w wesołym miasteczku położonym nad samym wybrzeżem. Droga przed nami była jeszcze długa, a godzina późna, więc zabraliśmy się w dalszą trasę przez całą Albanię. Ograniczenia prędkości na autostradzie 20 – 40 km/h, w górach pozapadane, pełne dziur, wybojów i wyrwisk drogi, słowem, wydawałoby się trasa nieprzejezdna, była dla naszego kierowcy życiowym wyzwaniem. W drodze ujrzeliśmy szyld Safari Zoo, które ku naszemu zdziwieniu udało nam się zwiedzić w środku nocy. Usłyszeliśmy przeraźliwe ryczenie kilku lwów, a kolega Marcin mógł siąść na oklep na okazałym koniu. Nocą zwiedziliśmy również malowniczo położone miasto Gijokoster. W drodze do granicy z Grecją mieliśmy dwie kontrole policji, którzy gdy usłyszeli, że jesteśmy z „Polonia” z uśmiechem kazali nam jechać dalej. Na przejściu granicznym z Grecją próżnie czekaliśmy na kogoś w okienku kontroli paszportowej, nikt nie zwracał uwagi na błąkającą się grupę 9 osób w środku nocy, aż w końcu pojawił się strażnik, który podarował koleżance Karoli nektarynkę
Tak poznaliśmy wyluzowaną mentalność Greków i ruszyliśmy w kierunku dalszych przygód.
Grecja:
Po nocnej przeprawie przez Albanię i noclegu tuż za grecką granicą okazało się że, trafiliśmy przypadkowo do pierwszego celu. Był nim wąwóz Vikos. W znalezieniu jej pomogła nam miła greczynka która oprócz wskazania drogi udostępniła nam także łazienkę w której mogliśmy w końcu się odświeżyć 
Po krótkiej podróży przez górskie, kręte drogi naszym oczom ukazał się olbrzymi masyw górski.
Następnie udaliśmy się w dół przełęczy gdzie ochłodziliśmy się w górskiej rzece przy przepięknym moście. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w stronę miasteczka Kalambaka aby zwiedzić klasztory Monastyrów w miejscu zwanym Meteora (zawieszony w powietrzu). Olbrzymie skały ukazały się nam już kilkanaście kilometrów przed dotarciem do celu lecz same klasztory dopiero po wjechaniu na stromą ścieżkę prowadzącą na szczyt jednej ze skał. To co zobaczyliśmy gdzie w końcu tam dotarliśmy zaparło nam dech w piersiach. Olbrzymie budowle wzniesione przez Monastyrów na gołych skałach a w tle przepaście sięgające nawet 500m. Niestety nie udało nam się zwiedzić wnętrz klasztorów ponieważ były już zamknięte dla zwiedzających. Na szczęście widoki zrekompensowały nam brak możliwości wejścia na teren budowli.
Kolejnym celem tego dnia było dotarcie do Saloników dlatego po zrobieniu kilku grupowych zdjęć wyruszyliśmy w dół gór szybko zostawiając Meteory daleko w tyle. W drodze postanowiliśmy odłożyć zwiedzanie miasta na następny dzień więc zyskując wolny wieczór zakończyliśmy go na plaży niedaleko Leptokari. Tam przy świetle księżyca wykąpaliśmy się w morzu i rozpaliliśmy grilla. Wszyscy w wesołych nastrojach bawiliśmy się na plaży do późnej nocy poczym wszyscy zmęczeni podróżą zasnęliśmy.
Drugi dzień w Grecji rozpoczęliśmy bardzo spokojnie rozpalając grilla i opalając się do południa na plaży. Następnie wyruszyliśmy w drogę do Saloników gdzie zaplanowaliśmy spacer po mieście. Zahaczyliśmy o Mc’Donalda w poszukiwaniu internetu jednak go nie znaleźliśmy. Lekko zawiedzeni poszliśmy na miasto. Pierwszym celem była charakterystyczna Biała Wieża. Stamtąd wdrapaliśmy się na górę miasta gdzie podziwialiśmy przepiękną panoramę spod Wieży Łańcuchowej. Po drodze oglądając świątynię Agia Sofia. Wymęczeni spacerem wskoczyliśmy szybko do busa aby jeszcze tego samego dnia dotrzeć do Aleksandropoli skąd mieliśmy wyruszyć w stronę Tureckiej granicy.
