Metod ucieczki od dzisiejszego świata jest wiele. Podczas pogoni za pieniędzmi czy karierą zapominamy o tym skąd się wzięliśmy i co w życiu tak naprawdę jest ważne.
Przychodzi w pewnym momencie czas na refleksję, że coś robimy źle, że gnamy przed siebie, kolejne dni niczym się od siebie nie różnią, a w naszym jakże ‘fantastycznym’ życiu czegoś ciągle brakuje. Znam osoby, które po wielu latach ciężkiej pracy nie pozwoliły wygrać matce naturze i dały się ponieść. Znam osoby, które w zamrażalniku trzymają swoje karty kredytowe, znam osoby, które porzuciły wszystko by udać się w podróż- podróż swojego życia, która miała przypomnieć im o tym co tak naprawdę w życiu się liczy. Bo o ile ‘świat pieniędzmi stoi’ o tyle nie każdy z nas jest w stanie dać się zamknąć w szczelne ryzy (szczególnie te korporacyjne) wyznaczone przez Bóg wie kogo.
Kiedyś Grzegorz Kupczyk z zespołem Turbo nagrali pewną piosenkę, która mimo upływu trzydziestu lat nadal jest świeża:
„Odmierzyli jedną miarą nasz dzień,
Wyznaczyli czas na pracę i sen.
Nie zostało pominięte już nic,
Tylko jakoś wciąż nie wiemy jak żyć.
Dorosłe dzieci mają żal,
Za kiepski przepis na ten świat.
Dorosłe dzieci mają żal,
Że ktoś im tyle z życia skradł”
Oczywiście – w latach 80’ nasi rówieśnicy mieli zupełnie inne problemy- nie będę wyliczać kto miał trudniej- czasy zupełnie inne, jednakże tekst wydaje się być jak najbardziej na czasie.
Gdy miałam kilkanaście lat, i ewidentnie szukałam swojego miejsca na ziemi, a bardziej filozoficznie szukałam powiązania, czy aby na pewno po coś żyję- w sensie takim, czy natura jest na tyle poukładana, że moje istnienie jest dla niej ważne. Sami wiecie jak to jest, chyba będąc nastolatkiem najwięcej ma się rozważań na temat swego jestestwa. Odpowiedzi szukałam wśród rówieśników ze szkoły, podwórka- okazywało się, że oni kompletnie tego nie czuli- dla nich wtedy ważne było nauczyć się zaciągać szlugą czy podłożyć komuś puszczającą bąki poduszkę- dzieciaki z blokowiska, wielkie miasto- to kompletnie nie to. Przypadkiem, trudno już mi nawet sobie przypomnieć gdzie, chyba na jakiejś imprezie poznałam Wojtka, który był dużo starszy i dziwnym by było, żeby gadał z taką małolatą jak ja. Okazało się jednak, że preferencje muzyczne, miłość do starych vinyli, do szalonych podróży i dobrej lektury połączyła nas na tyle by po tej imprezie spędzać ze sobą czas na snuciu planów na temat wielkich podróży- różniło nas tylko jedno- Wojtek brał to na poważnie. Przyniósł mi kiedyś artykuł z Wysokich Obcasów o trampach. Wzięłam artykuł dosłownie na raz. To mnie przeniosło w inny świat.
Wojtek kilka tygodni później spakował plecak ruszył w swoją podróż która trwa nadal. Sporadycznie otrzymuje od niego kartki, czasem uda nam się porozmawiać na skype. Pracuje dorywczo, nauczył się świetnie radzić sobie jako złota rączka, ktoś nauczył go naprawiać samochody- ma żonę i dziecko. Swoją małżonkę poznał w Central Parku, ona pracownica wielkiej korporacji- zawsze spędzała przerwę na lunch w CP patrząc na to jak szybko przepływają chmury na niebie- co dziwniejsze chmury ich połączyły. Są nowoczesnymi włóczęgami- mają konto bankowe, mają zabezpieczenie na przyszłość. Ona zrezygnowała z pracy , zaszła w ciążę- podróżują. Jest im dobrze, tak jak jest.
Mimo, że nie sa typowymi trampami ja szanuje ich życie bardziej niż pogoń za pieniądzem.
Jeśli dacie się porwać nurtowi swoistego porzucania swojego życia w internecie takich przypadków znajdziecie mnóstwo. Człowiek nie może się wyrzec swojej przynależności do natury- wydaje się jednak, że różnica między nami ukazuje się w stopniu ponownemu ‘oddaniu’ się naturze. Każdy z nas potrzebuje czasem uciec od zgiełku, od internetu, od wszystkiego co go otacza- dla niektórych to będzie wyjazd za miasto, dla innych to podróż w dziwny zakątek świata często biedny, który pozwala nam poznać świat z innej strony… a czasem niektórzy uciekają na zawsze.
Generacja X którą jest większość z nas- osoby które żyją już w tych ‘lepszych’ czasach, mające dostęp do wszystkiego o czym zapragną na wyciągnięcie ręki- to my dzieci cyfryzacji, nie zawsze potrafimy zinterpretować rozwiązań swoich problemów. Większość z nas takie problemy tłumi w sobie, introwertycznie podchodzi do tego typu spraw.
Każdego z nas ciągnie do natury- co widać w tych czasach nawet świat mody szuka swoich korzeni w plonach matki natury- co wychodzi wyśmienicie.
Jestem transcendetalistą !
Wiele osób takich jak Wojtek czy ja sięga po lektury czy filmy, które działają jak swoisty przewodnik po życiu. Świetnym przykładem był wielki twórca Henry David Thoreau pisał o połączeniu ( z którego z resztą transcendentalizm się wziął) racjonalizmu – duszy, uczuć, woli i rozumu z empiryzmem- brzmi dość filozoficznie, ale to lektura obowiązkowa dla każdego, kto kiedykolwiek chciałby wyruszyć w samotną podróż.
Teraz zapewne wielu z Was zapyta po co wyruszać samemu w podróż? Bo warto. Jeśli codziennie biegasz jak głupiec, a twój umysł zaczyna zachowywać się jak osaczona mysz w klatce, osaczona z każdej strony bzdurami, nie masz czasu na myślenie o czymkolwiek innym- po prostu spróbuj.
Ja po wieloletniej pracy w korporacjach, nerwach zszarganych, złapałam się na tym, że mimo, iż robię w życiu wiele rzeczy poza pracą, która ma mi dać pieniądze by przetrwać w tej nędznej codzienności- przestaje traktować siebie, jako jednostkę decydującą o sobie a co za tym idzie, jestem korporacyjnym szczurem. Wszystko zawsze zaplanowane, aż do momentu gdy zapomniałam o sobie, czyli prawie wyrzekłam się swoich przekonań albo po prostu o nich zapomniałam. Postanowiłam, spróbować- dobrze stało się, że tegoroczne wakacje poskładały się w pewien sposób. Zawsze spędzałam je z gronem przyjaciół, gdzie bawiliśmy się wyśmienicie, ale po tych wakacjach wracałam zmęczona. To nie zmęczenie fizyczne lecz psychiczne. Mimo, że nie lubię za bardzo spędzać czasu sama, tym bardziej wyjeżdżać postanowiłam spróbować. Nie jestem Trampem- może i chciałabym tak żyć, ale nie mam chyba tyle odwagi w sobie. Mogę być nowoczesnym trampem. Mogę podróżować, poznawać nowych ludzi, oddawać się głuszy, siedzieć na szczycie góry w starej bacówce gdzie nie ma wody, ale nie mam zamiaru przekazywać dóbr materialnych organizacjom ratującym zwierzęta czy palić pieniędzy ,porzucając wszystko łącznie ze swoją rodziną.
Jako nie zbyt odważny nowoczesny tramp tudzież po prostu zwykły samotny podróżnik- zwał jak zwał ruszyłam w trasę po naszym kraju. Nie chcę Was zanudzać wszystkimi przygodami, które mnie spotkały.
To było coś czego faktycznie mój organizm stanowczo potrzebował- resetu. Czas na przemyślenia, którego od roku nie miałam, czas na podziwianie tego czego od lat nie widziałam. Jak pięknie było się położyć w nocy obserwując niebo, gdzie gwiazdy spadały co chwila i jak pięknie rano wstać i obserwować chmury , które przemierzają tyle kilometrów.
Nigdy nie miałam problemu z poznawaniem ludzi, jednakże tym razem były to zupełnie inne znajomości. Gdy byłam jeszcze dwa miesiące temu na skraju wiary w ludzi, którzy stają się co raz gorsi- ta wiara powróciła. Będąc nad morzem, kierownik pola namiotowego podarował mi w prezencie jedną noc na terenie jego pola- pogawędka na temat jego dziewczyny, którą miał w młodości , która także pochodziła ze Śląska była przyjemna, w zamian za nocleg, obiecał, że kiedyś mnie odwiedzi, tylko musi ruszyć w końcu z Północy.
Gdzie indziej policjant, który zatrzymał mnie za rozmowę przez telefon, nie wierzył w tripa, którego robię i to po co go robię, oczywiście mandatu mi nie dał, w zamian za to dostał wędzoną flądrę prosto z wędzarni- jego ucieszoną minę widzę do tej pory- nie był nad morzem kilkanaście lat, bo taka praca, bo nie ma tyle kasy by wziąć rodzinę na wczasy.
W szczerym polu stoi stacja benzynowa- pogoda diametralnie się zmienia- ściana deszczu.
Zjeżdżam wchodzę, zamawiam kawę- chłopak obsługujący mnie daje mi kawę w gratisie- przypomniały mu się piękne czasy gdy jeździł do Spodka na koncerty grup rockowych- wspominaliśmy 40 minut zapominając, że deszcz skończył padać.
Takich przypadków było wiele. Bezinteresowna dobroć, która mnie spotykała, z godziny na godzinę bardziej ładowała me akumulatory.
To uczucie wolności- które mnie wystarczy jako trampowi gogusiowi, bo jak daleko mi do Christophera McCandless’a – kiedy gdzieś, nawet nie wiem gdzie mogłam położyć się na rozłożystej łące, gdzie w oddali widać tylko sarny, słońce sobie świeci, a ja mogę po raz kolejny wrócić do mojej ulubionej lektury, którą zawsze mam nawet w wersji elektronicznej.
Nie było wtedy nic lepszego. Ekstaza dla wszelkich zmysłów.
Ta podróż dała mi dużo, wiem, że kolejne już na wielką skalę są tylko i wyłącznie kwestią czasu i kolejnych wolnych dni. Nie trzeba udawać się na koniec świata, za niewiarygodnie wielkie pieniądze by docenić to czym matka natura nas obdarzyła.
Ja po latach na nowo uświadomiłam sobie, co jest dla mnie ważne i czym to moje jestestwo w tym świecie jest. Nikt nie powie mi, że ktoś jest nieważny w tej rozgrywce. Każdy z nas został stworzony po coś, a może czasy które się tak pozmieniały, tryb życia który prowadzimy, ma powodować, to, że chcemy powrócić do korzeni?
Tysiące osób rocznie ruszają na Alaskę by poczuć zew natury- kiedyś i to zrobię, chociażby po to by poczuć namiastkę tego co właśnie McCandless czuł. Dlatego też zawsze mam książkę której jest głównym bohaterem. Heroicznym bohaterem szukającym wolności od wszystkiego.
Wojtek właśnie wysłał mi wiadomość na Skype :” powrót do natury wciąga znacznie bardziej niż cokolwiek innego, za to nagroda jaką otrzymujesz w zamian jest także nie do porównania z żadną możliwą emocją funkcjonującą w naszej percepcji..”
Ann- Alexandrowi Supertrampowi w kolejną rocznice śmierci ( 18 sierpnia 1992 na Szlaku Stampede)