HOLIDAY. Przyszły prawnik, lubiący rap, zawodowo ogarniający kitesurfing. 20-letni Miłosz „Lachon” Laska, student Uniwersytetu Warszawskiego, to nietuzinkowy reprezentant młodego pokolenia środowiska osób zajaranych sportami wodnymi. Lata „kajtem” na wsparciu m.in. PLNY textylia. My również, w miarę swoich możliwości, staramy się go napędzać, bo nasza rodzina, to ludzie myślący pozytywnie. A Miłosz tak ma. Stestujcie wywiadzik przeprowadzony przez naczelnego WPI.
Mateusz Kamiński: Kitesurfing to wciąż młody sport w Polsce. Jesteś jedną z osób, które postanowiły wkręcić się właśnie w tę zajawkę.
Miłosz Laska: U mnie sprawa wyglądała dosyć prosto – tata windsurfer od zawsze. Mi ten sport niestety za bardzo nie wychodził, a zawsze chciałem mieć coś wspólnego z jakąkolwiek odmianą surfingu. Dlatego rok później wszedł „kajt” (2002/2003) i tak zostało do dzisiaj. Osobą, która była moim pierwszym trenerem był Łukasz Koński, który poza moim papą także mnie ukształtował. Dzięki!
Kitesurfing ma stereotyp sportu dla ludzi z budżetem.
- Kite zawsze będzie traktowany jako sport dla ludzi z hajsem z mega prostej przyczyny: wyjazdy, bilety lotnicze, wszystko ma swoją cenę. To jest chyba jedyna wada tego sportu. Zawsze jak uśmiecham się do rodziców po wsparcie finansowe myślę w głowie „Zioom było brać się za deskorolke….”
Dalekie masz tripy, jaki ulubiony?
- Definitywnie trzy tygodnie w Kapsztadzie (Cape Town), RPA.
Gdzie najczęściej można cię spotkać w akcji?
- Mój sezon raczej wygląda mocno ruchomo, ale generalnie najczęściej można mnie zobaczyć na każdej surf-prognozie w Łebie – najlepszy spot z falami w Polsce. Dodatkowo, bankowo w Grecji na wyspie Rhodos w miejscowości Prasonissi, teraz z nowości, za kilka dni wyjeżdżam do Omanu. Ostatnio lubię tez przesiadywać w sklepie PLNY stolica;)
Poza sezonem, gdy nie ma gdzie śmigać – jak wtedy uskuteczniasz zajawke?
- Sezon w Polsce zaczyna się jakoś pod koniec kwietnia, wszystko zależne jest głównie od temperatury powietrza jak i wody. Są tacy co pływają i w styczniu, ale nie wyobrażam sobie pływać w temperaturze -10 stopni. Koniec sezonu to połowa października. Uskuteczniam więc zajawkę poprzez podróżowanie. Trzeba przyznać, że gdyby nie kitesurfing to nie zobaczyłbym wielu mega miejscówek, poczynając od Brazylii, przez Egipt, kończąc właśnie na RPA. Dodatkowo żeby zostać w formie chodzę na siłownie, rozciągam się, jeżdżę na longu itp.
Co twoim zdaniem jest najlepsze w sportach ekstremalnych na wodzie?
- Jest to pewnego rodzaju wolność, kiedy jestem na wodzie nie myślę o szkole, pieniądzach i innych problemach. Mogę skupić się na tym co tu i teraz, mogę podskoczyć do góry, skręcić w prawo, lewo. Co więcej kitesurfing to woda i wiatr, a więc czuję się bardziej zbliżony do natury, a także nauczyłem się ją respektować, ponieważ wiem, że jak ją zdenerwujemy to umie nam dokopać.
Żyć z kitesurfingu?
- Żyć z kitesurfingu, a jeszcze fajniej żyć z kitesurfingu na jakimś przyzwoitym poziomie, to marzenie chyba każdej osoby, która ten sport uprawia. Nie jest to piłka nożna, że „pochodzę i pogram”, tylko ta akcja wciąga po całości. Niestety, żeby z niej wyżyć trzeba być albo:
a) światowej klasy zawodnikiem – ale nie oszukujmy się, takich którzy mają jakąś sensowną kasę da się policzyć na palcach obu rąk
b) trzeba mieć swoją szkółkę kite’a – to jest chyba moje marzenie, gdyż mega lubię uczyć ludzi, a w szczególności mam straszną zajawkę jak dzieciaki podłapują wszystkie triki i traktują mnie jak swojego „mentora”
c) trzeba być właścicielem kite marki – ich jest juz mega, mega dużo
Poza sportem – jesteś student zią!
- Studiuje Prawo na UW, ale nie wiem czy połączę z tym przyszłość, gdyż definitywnie nie mogę wyobrazić sobie siebie jako osoby ubranej w garnitury i latającej po sądach, kancelariach itp. Cały czas szukam miejsca gdzie mógłbym „osiąść” i połączyć codzienne życie z pływaniem na „kajcie” i jakąś przyjemną pracą. Poza tym jestem młodym chłopakiem, który cały czas lata uśmiechnięty i głośno się śmieje ze wszystkiego, co jest możliwe!
A teraz troszkę porad dla Czytelników. Załóżmy, że byłem na „kajcie”, spodobało mi się, ale teraz chcę sobie kupić własny sprzęt. Ile hajsu „mi cza”?
- Ufff, pytanie, które zawsze zabija każdego No zależy od podejścia. Tak naprawdę jeżeli chcemy pływać rekreacyjnie (w weekendy + jakieś wakacje z rodziną) potrzebujemy dwóch używanych „kajtów”, deski i trapezu. Możemy zmieścić się w 3-4 tysiącach za sprzęt + jakieś dwa tysie na wyjazdy.
Pokój dla firm wspierających Miłosza: Naish Polska, PLNY textylia, NonAim, Fish skateboards.