Jestem Kasia

Marzec 10th, 2013

FASHION. Śledząc jej stronę i przygotowywane przez nią stylizacje czuć wiosnę – przez cały rok. 23-letnia Kasia Gorol, sympatyczna blogerka z Górnego Śląska, znana jest tysiącom ludzi jako Jestem Kasia – tak brzmi nazwa prowadzonego przez nią z powodzeniem bloga. W wywiadzie z redaktorem naczelnym WE PEACE IT opowiada o miłości do mody, inspiracjach, urokach, jak również minusach zdobytej popularności.

Matthew Kaminsky: Bycie blogerką, mającą tak dużą popularność, jak np. Ty, Alicepoint czy Maffashion, to dla wielu nastolatek marzenie. Niejedna chciałaby tyle ciuchów, kosmetyków i dodatków. W jaki sposób Tobie udało się zyskać popularność?

- Dobre pytanie. Bloga prowadzę ponad 2,5 roku, najpierw była to zwykła, niewinna zabawa. Nigdy bym nie pomyślała, że zajdzie to aż tak daleko. I że dzięki mojemu blogowi osiągnę jakikolwiek sukces. Prowadzenie takiej strony było dla mnie zwyczajnym hobby, które umilało mi nieco życie codzienne. 2,5 roku temu miałam zaledwie garstkę czytelników, a mimo to z chęcią dodawałam nowe posty, nawet dla tak niewielu odbiorców. Z czasem zaczęło pojawiać się coraz więcej obserwatorów, ja zmieniłam aparat, odsłona wizualna podskoczyła tym samym o 100 procent w kwestii jakości, a dzięki Lookbookowi zyskałam także Czytelników z zagranicy. To naprawdę długi proces, sama nie wiem, w którym momencie był „punkt zwrotny” mojego blogowania.

 

 

M: Większość ciuchów, które masz na sobie – kupujesz. Zapewne otrzymujesz wsparcie finansowe od rodziców. Czy na byciu
blogerką można zarobić? Otrzymujesz przecież rzeczy od rożnych firm, a czy także pieniądze za umieszczanie reklam na twojej stronie? Jakiś czas temu czytałem, że znane polskie blogerki zarabiają po około 7 tys. zł miesięcznie.

- Nie zgodzę się z tym, że otrzymuję wsparcie od rodziców, bo od długiego czasu nie dostałam ani grosza od nich na ubrania. Nie dlatego, że nie chcą mi pomagać, ale dlatego, że lubię być niezależna. Od zawsze kombinowałam, by coś dla siebie gdzieś zarobić, zaoszczędzić, by rodzice nie musieli być obarczeni moimi zachciankami. Niedawno jeszcze ubierałam się w 80 procentach w lumpeksach, lubię wyszukiwać perełki za naprawdę niewielkie pieniądze. Szkoda, że wiele dziewczyn myśli, że trzeba być „dzianym”(tak, takie maile, z pytaniem czy jestem „dziana” są na porządku dziennym), aby móc się dobrze ubrać. Nie będę ukrywać, że teraz blog jest dla mnie czymś dochodowym. Pojedyncze reklamy, kampanie, czasami jakaś współpraca mogą złożyć się czasami na całkiem niezłą miesięczna wypłatę.

 

 

M: Inspiracje. Na pewno masz jakieś swoje ulubione marki, jak również ich twarze.

- Inspiracje czerpię zewsząd, być może to standardowa odpowiedź, ale tak właśnie jest. W dobie internetu prawie wszystko możemy wyszukać w sieci i to właśnie tu znajduję najwięcej inspiracji. Nie mam ulubionych marek i ulubionych twarzy. W jednym sezonie spodoba mi się jedna marka, w drugim kolejna. Bardziej inspirują mnie zwykli ludzie, w tym przede wszystkim kilka blogerek, do których zaglądam codziennie, jak nie kilka razy na dzień, by sprawdzić, czy przypadkiem czegoś nie dodały.

 

 

M: Co najbardziej Cię ciągnie do kupowania, przymierzania, oglądania, itd. ?

- Chęć posiadania czegoś nowego, jasne jak słońce! Lubię zakupy, choć wolę te przez internet, niż żmudne chodzenie po centrach handlowych. Nie tyczy się to jednak second-handów, bo to zupełnie inna bajka. Coś nowego w szafie może naprawdę nieraz poprawić humor.

 

 

M: Poza blogiem. Jaką jesteś osobą – co cenisz sobie u ludzi?

- Nie mnie to chyba oceniać, choć wydaje mi się, że jestem postrzegana jako pogodna i wesoła dziewczyna. Wśród najbliższych przyjaciół jestem bardzo otwarta i radosna, natomiast wśród nowego towarzystwa sprawiam wrażenie dość nieśmiałej i spokojnej. Szczególnie jeśli chodzi o świat mody i modowe eventy, raczej wolę stać nieco na uboczu niż być w centrum zainteresowania wszystkich, co mnie różni też trochę od niektórych blogerek. Ale właśnie, miało być poza blogiem, ale jest on już tak stałą częścią mojego życia, że czasem ciężko pomijać fakt jego istnienia.

 

 

M: Często znane blogerki nastawione są na krytykę – przede wszystkim zazdrosnych osób. Jak Ty ją znosisz i czy przywiązujesz dużą uwagę do nieprzychylnych opinii innych osób?

- Jestem tylko człowiekiem, więc obraźliwe, często chamskie komentarze sprawiają mi przykrość. Z biegiem czasu uodporniłam się na to w pewnym stopniu, ale moim zdaniem nigdy nie zyskamy pełnej odporności. Konstruktywna krytyka jest wręcz wskazana, ale takiej jest już znacznie mniej. Na szczęście, odpukać, hejtersów nie ma na moim blogu aż tak strasznie wielu.

 

 

M: Ale masz tam tysiące fanów, z Polski, jak również innych krajów. Zdarza Ci się, że zaczepiają Cię na ulicy, pytając, zagadując etc.?

- Oj! Zdarzyło się to już niejednokrotnie. Za każdym razem strasznie się peszę, bo to przecież takie dziwne, że mnie, taką zwykłą Kasię, ktoś rozpoznaje na ulicy i co najlepsze mówi, że jest wielkim fanem mojego bloga. Tego uczucia nie da się opisać słowami. Ale dla niego warto to robić.

 

 

M: Gdybyś mogła przez jeden dzień zamienić się w kogo tylko zechcesz – kim byłaby ta osoba i dlaczego?

- Haha zamieniłam bym się w kota:) Ich natura fascynuje mnie  znacznie bardziej niż życie jakiejś osoby. Nie jestem fanką żadnej gwiazdy czy gwiazdki, bo życie w show biznesie traktuję z przymrużeniem oka. Kot to indywidualista, nikt nie ma na niego wpływu, lubi tylko tych, którzy na to zasłużyli, chodzi własnymi drogami i uwielbia długo spać – idealna kombinacja.

M: Popieram. Koty są najlepsze. Dobrze Kasiu, a w wolnych chwilach, poza blogiem, Kasia…

- Lubi: grać w Kyodai Mahjongg, spać do południa, oglądać dobre firmy i seriale (ulubiony serial to Z Archiwum X), pić kawę, jeść lody z malinami, słuchać różnego rodzaju muzyki – od rocka po psychedelic trance i tak mogłabym wymieniać bez końcaaaaa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *