LIFESTYLE. Każdy w swoim życiu ma jakieś hobby. Jedni jeżdżą na deskorolkach,inni śpiewają, tańczą, zbierają znaczki czy biegają. Jest również taka grupa, która ponadprzeciętnie interesuje się lotnictwem. Mowa o spotterach, czyli…
30-letni Jacek Krawczyk z Bobrka i 22-letni Kamil Szyjka z Gorzowa, bohaterowie tego reportażu to tylko dwójka z liczącego sobie kilka tysięcy osób grona zapaleńców lotnictwa. Często można spotkać ich przy płocie lub na tarasie wszystkich lotnisk świata.
- Jest nas bardzo wielu. Jedni robią zdjęcia startujących, kołujących i lądujących samolotów, inni notują regi (numery rejestracyjne) przelatujących samolotów, inni tylko patrzą, obserwują przez lornetki. Jeżeli ktoś ma dobry sprzęt foto wówczas często robi zdjęcia statków na wysokościach przelotowych. A jest to naprawdę wysoko, zazwyczaj powyżej 10 kilometrów – opowiada Kamil Szyjka.
Ile osób, tyle historii pasji związanej z lotnictwem.
- Lotnictwem interesuje się od czasów szkoły podstawowej, to była może siódma czy ósma klasa. Kolega z podstawówki przynosił różne gazety wojskowe w których było mnóstwo samolotów cywilnych i wojskowych. Zamiast uważać na lekcji po kryjomu rysowało się z tyłu zeszytu różne samoloty. Wracając ze szkoły zawsze, gdy tylko było słychać dźwięk silników głowa wędrowała w górę. Tak naprawdę to wtedy się to zaczęło – tłumaczy Jacek Krawczyk.
Trochę inaczej tą pasją zaraził się Kamil Szyjka.
- Początek tej pasji sięga bardzo odległych lat (śmiech). Lotnictwem zacząłem interesować się już przed szkołą podstawową, oczywiście wtenczas polegało to tylko na patrzeniu. Wszystko przez to, że członkowie mojej rodziny pochowani są na cmentarzu w Mnikowie, który położony jest na górce na wprost pasa startowego w Balicach, skąd idealnie widać odlatujące samoloty. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżaliśmy z rodziną zapalić znicz na grobie, szliśmy na drogę w okolicach cmentarza i obserwowaliśmy samoloty. Najbardziej uwielbiam dźwięk startującego samolotu. To „dudnienie” jest super, choć pewnie coś by mnie trafiło, gdybym miał mieszkać blisko lotniska i słyszeć to dzień w dzień (śmiech) – opowiada Kamil.
Na samym obserwowaniu się nie skończyło. Później młody gorzowianin zaczął zbierać modele samolotów i odwiedzać z rodzicami lotnisko.
- Przełom nastąpił, kiedy kupiłem pierwszy aparat. Wtenczas odkryłem, że mogę nie tylko obserwować, ale również uwieczniać samoloty na zdjęciach. I się zaczęło (śmiech). Kompletowanie sprzętu i wyjazdy z nim pod lotnisko – śmieje się.
Każdy ze spotterów inaczej tłumaczy co jest najważniejszego w ich pasji.
- Dla mnie fotografia samolotów to coś pięknego, fascynacja nad fascynacją. Cudownie jest móc ukazać na fotografii te olbrzymy, które wzbijają się w powietrze czy lądują. Najlepsze jest to szukanie odpowiedniego kadru, w którym momencie nacisnąć przycisk migawki, aby to wszystko co najlepsze zapisać na zdjęciu i móc się później delektować tym oglądając kilkanaście razy jedno zdjęcie. A usłyszeć od przyjaciół „wykonałeś wspaniałe zdjęcie” jest bezcenne – opowiada Jacek.
- Dla mnie samoloty kojarzą się z wolnością, którą kocham. Człowiek od zawsze marzył o lataniu, unoszeniu się w przestworzach. Dzięki samolotom, może nie tak dokładnie, bezpośrednio, ale jest do tego zdolny. Patrząc również na nie jestem pełen podziwu, że te ogromne, ciężkie stalowe ptaki z taką łatwością unoszą się w powietrzu. To coś niesamowitego. To ogromna pasja, zawsze lepsza niż siedzenie, picie piwa pod sklepem, korzystanie z dragów i wszczynanie burd. Wśród samolotów znajduję spokój, czas w którym odpoczywam od zgiełku codzienności – komentuje Kamil.
W swoich kolekcjach posiadają już kilka tysięcy zdjęć samolotów. Perełką w kolekcji Jacka jest Boeing 747 linii El-Al. Kamil cieszy się z uchwycenia ostatniego lądowania rządowego Tupoleva Tu-154 02.
- Było to całkiem przypadkiem. Byłem z kolegą po raz pierwszy w Warszawie i bardzo męczyłem go, abyśmy jechali zobaczyć Okęcie. Po długich prośbach udało się. Stoimy pod płotem, widzę lądujący samolot. Nagle zobaczyłem charakterystycznie szeroko rozstawione golenie podwozia. Już wtedy wiedziałem, że udało mi się „ustrzelić” samolot, który od dawna chciałem zobaczyć. Oczywiście nie omieszkałem pochwalić się znajomym. Jeden odpisał mi sms: „nie żebym ku*** zazdrościł;-)” – śmieje się Kamil Szyjka.
Obaj starają się zarazić swoją pasją innych. Mimo, iż niektórzy podchodzą do tego bardzo sceptycznie.
- Na początku reakcje były różne, niektórzy dziwili się, pytali mnie co ja w tym widzę, co w tym jest takiego fajnego, że jadę tam marznąć, piec się na słońcu itp. Nawet nie wiedziałem jak im na te pytania odpowiedzieć. Ale z czasem, gdy ujrzeli moje zdjęcia doszli do wniosku, że to co robię to naprawdę fascynuje i się podoba. Opowiedziałem im także jak to jest, jak samolot przelatuje ci kilka metrów nad głową, jak czuć powiew powietrza z silników czy słyszeć sam ich dźwięk. Naprawdę można tam spędzić miło czas. Nawet udało mi się kilku znajomych zainteresować tą pasją, zabrałem ich także z sobą „pod płot” aby zobaczyli jak to wszystko wygląda – cieszy się Jacek.
- Dla mnie jedną z najwspanialszych chwil był dzień, kiedy do Balic wziąłem moją dziewczynę Madzię. Byłem pełen obaw, że zanudzi się na śmierć. Jednak widząc jak się cieszy, kiedy obserwuje samoloty, wówczas prawie się wzruszyłem. Była to dla mnie ważna chwila. Zobaczyć, że osoba którą się bardzo kocha akceptuje, co więcej podoba się jej twoja pasja. Później było jeszcze lepiej. Nawet nie wiedziałem, że lotnisko i lądujące w nocy samoloty są takie romantyczne. Wszystko pięknie oświetlone. Aparat poszedł do torby, siedzieliśmy na trawie i tylko patrzyliśmy na przelatujące tuż nad naszymi głowami lądujące samoloty. Kolejna sprawa to moje zaskoczenie jak dużo osób przychodzi na tzw. górkę tuż po zmroku – opowiada 22-letni Kamil Szyjka.
Jacek, jako doświadczony fotograf samolotów daje również rady osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z „podniebnymi olbrzymami”.
- Na pewno początkujący spotter potrzebuje rozeznania lotniska. Musi wiedzieć co chce fotografować, bo od tego uzależnione jest miejsce jego pobytu na lotnisku. Lądowania czy starty odbywają się w różnych kierunkach. Trzeba mieć oczywiście aparat, ale także cierpliwości. Nie mamy jeszcze aż tak dużego ruchu lotniczego, żeby starty i lądowania odbywały się co kilka sekund. Ale czekanie umilają rozmowy z innymi spotterami. Tworzymy jedną wielką, wspaniałą rodzinę – uśmiecha się.
Jacek i Kamil poznali się właśnie dzięki samolotom. Pasja przerodziła się w przyjaźń dwóch facetów. Wcześniej w ogóle się nie znali, choć mieszkają w sąsiednich miejscowościach.
- Bardzo dobrze dogadujemy się ze sobą, a to jest bardzo ważne podczas gdy jedziesz na ponad 12 godzin na lotnisko. Przyjaźnimy się również poza lotniskiem, kiedy jeden ma problem, mówi to drugiemu i razem szukamy wyjścia z sytuacji – opowiadają młodzi spotterzy.
Kamil Szyjka nie zatrzymał się tylko na spotterce. Postanowił sam zostać pilotem.
- Oczywiście jak na razie tylko wirtualnym (śmiech). Latanie w wirtualnym świecie daje mi dużo relaksu i odpoczynku. Symulatory są bardzo szczegółowe i na tyle, na ile mogą oddają rzeczywistość. Oczywiście największym minusem jest brak odczuć, które mają prawdziwi piloci, czyli przeciążenia, brak odniesienia do terenu, turbulencje itp. Ale nie ma źle. W Internecie istnieje sieć Vatsim, czyli miejsce do wirtualnego latania on-line. Co jest w tym wyjątkowego? Otóż kontrolę nad ruchem lotniczym sprawują prawdziwi kontrolerzy, którzy przez kilkanaście miesięcy szkolą się do tego zadania. Mottem Vatsimu jest robienie wszystkiego w celu zapewnienia jak najlepszego odwzorowania rzeczywistości. Trzeba znać te same procedury, te same mapy i tę samą komunikację, której używają prawdziwi piloci. Świetne jest to, że kontaktujemy się jak w rzeczywistości, z żywym kontrolerem a nie z komputerem. Daje to mega frajdę, choć trzeba poświęcić na to dość sporo wolnego czasu. Niektórzy poświęcają też grube pieniądze, zamawiając sobie projekty prawdziwych kokpitów. Często kosztuje to ponad 40 tysięcy złotych. Mi na razie wystarcza zwykły wolant, przepustnica i monitor komputera. A kto wie, może w przyszłości uda się zostać prawdziwym pilotem i usiąść za sterami prawdziwego Boeinga? – tłumaczy.
Uwielbia również latać jako pasażer.
- Nigdy nie zapomnę pierwszego lotu. Startowaliśmy z Katowic o 5:50. Boarding miał rozpocząć się o 5:30. Przyszła godzina startu, a my wciąż czekaliśmy przed bramkami na lotnisku. W końcu po 6 weszliśmy do samolotu Embraer 170 PLL Lot. Kiedy usiedliśmy w fotelach usłyszeliśmy głos kapitana: „dzień dobry, mówi kapitan jakiś tam, przepraszamy za opóźnienie ale mieliśmy dość spory problem z samolotem, a dokładniej z komputerem sterującym wszystkimi urządzeniami. Wszystko udało się naprawić. Państwa bezpieczeństwo jest dla nas ważniejsze”. Widać było, że niektórzy się wystraszyli. Jednak wiedziałem, że nie było powodu do obaw. Po starcie po prostu zakochałem się w prawdziwym lataniu. Świat wygląda cudownie z okna samolotu. Po wylądowaniu myślałem tylko o tym, kiedy będziemy wracać (śmiech). Teraz często siedzę przed komputerem i szukam tanich ofert, aby lecieć gdzieś „dla samego przelecenia się samolotem”. Jak dla mnie jest super – cieszy się Kamil Szyjka.
- Zachęcamy wszystkich, aby chociaż raz przyjechali pod lotnisko i zobaczyli to wszystko z bliska. Naprawdę warto. Niektórzy się w tym zakochają, na niektórych nie wywrze to żadnego wrażenia. Na pewno ta pasja daje nam dużo wytchnienia i odpoczynku od codzienności. I za każdym razem, kiedy wracamy z lotniska już w myślach planujemy kolejny wypad. Żyje się tylko raz i głupotą byłoby spędzenie go bez żadnej pasji, bez realizacji samego siebie – tłumaczą Jacek Krawczyk i Kamil Szyjka.
(DC)