To powinna być relacja z otwarcia sezonu i światowej premiery…. jednak tym razem tak nie będzie.
Ekipa portalu Hivermg.pl po raz kolejny rozpoczęła sezon z wielkim hukiem. Spotkalismy się wszyscy w sobotę 28 września w krakowskim kinie Kijów by jak to zazwyczaj bywa skupić się na sezonie, który nas czeka, obejrzeć sprzęt, który ma nam pomóc w tym sezonie, do tego obejrzeć film ekipy Sherpas i oczywiście zanurzyć się w wirze freeskingowego afterparty.
Należy dodać, że jak zwykle HIVER postarał się, sponsorów było dużo, marek wystawiających się ogrom, nagród dla publiczności było sporo. Przejdźmy jednak do tego po co tak naprawdę tam się zjawiliśmy.
Ekipy Sherpas Cinema nie trzeba przedstawiać chyba 5 latkowi, który zaczyna jeździć na nartach- wiadomo było, że warto będzie się pofatygować na tę produkcję. W każdym bądź razie, kto choć trochę otarł się o narty winien markę znać.- nie mamy zamiaru przypominać, jakie filmy, jakie innowacje i jakie efekty, bo ciągle odchodzimy od sedna sprawy.
INTO THE MIND
Gdyby ten tekst czytał Wam lektor na głos zrobiłby po nazwie obrazu przerwę na długie minuty. Ta nazwa zobowiązuje- zobowiązuje do tego by przeniknąć Twój umysł i do diaska z tym filmem tak jest. Może to efekt tego, że nie byłam pod takim wpływem alkoholu jak niektórzy, może to efekt tego, że wiele się po tym filmie spodziewałam, może to efekt dobrej produkcji,a może efektem tego obrazu jest fakt, iż pierwszy raz relacjonuje bądź recenzuję film narciarski- gdyż zawsze uważałam, że filmy o tematyce zimowej nie mają na tyle dogłębnej fabuły, bądź nie są na tyle warte by poświęcaj niedzielne popołudnie na klepanie w klawiaturę.
Może zacznijmy jednak od fali krytyki, która wczoraj pojawiła się po wyświetleniu filmu-, że nudny, że za dużo bożków, że part snowboardowy zepsuty do szpiku kości, że za mało streeta, że dobry do snu i że słaba muzyka.
Odnieść się do słów krytyki zawsze jest trudno, ale po to tu jesteśmy.
Film na pewno nie jest nudny- kazda sekunda tego obrazu jest warta zobaczenia. Siedzieliśmy w trójkę z moimi znajomymi i chyba żadne z nas tak szybko ( do tej pory) nie korzystało z uroku muszli klozetowej. Żeby było zabawniej- siedzieliśmy w trójkę obok siebie jako snowboardziści, nie chcący tracić ani minuty. Moi partnerzy nie potrafili się powstrzymać od komentarzy w stylu „miazga”, bo na nic więcej nas nie było stać. Przyznam szczerze, że na żadnym do tej pory filmie nie postanowiłam nie wyjść do kuluarów, żeby obgadać następny sezon z wybranymi firmami.
metafizyczność filmu- nazwijmy to pięknie- to nie obraz wielkiej ilości bożków- to pokazanie jak szanuje się naturę, siedzący stary szerpa, czy boliwijscy szamani, którzy prowadzą modły – nie wyobrażając sobie, jak nie oddać czci górze przed tak poważnym zadaniem i ingerencją w nią. Może dla nas Europejczyków, którzy jeżdżą w większości w skomercjalizowanych europejskich ośrodkach może wydać się to dziwne. Szerpowie zamieszkujący himalajskie wioski twierdzą, że góra jest święta i góra może zdenerwować się na osoby ekslporujące jej zbocza. Tym bardziej dobrze, że ktoś to pokazał- to jak ważne jest życie w zgodzie ze swoją religią i matką naturą.
part snowboardowy- zamysł dobry,ale przesadzony- mający dać Ci chwilę na zastanowienie „ale o co chodzi…” moim zdaniem kompletnie niepotrzebny, ale też raczej był traktowany jako dodatek- po prostu to był moment gdyby ktoś chciał z narciarzy wyjść do toalety, na szluge czy po zimne piwko.
street- pokazany w dokładnie takim samym stylu jak w poprzednim filmie Sherpas „All i can”- part JP jest zachwycający pokazujący zupełnie inaczej street, który my mamy na myśli- to traktowanie nart jak własnych nóg- jako środka transportu w wielkim mieście. Zapewne trasa jest przygotowana dużo wcześniej, jednak przedstawienie w ten sposób nart w mieście zapiera dech w piersiach.
dobry do snu- bez komentarza
muzyka- ostatnimi czasy tendencja w filmach jest prosta- drogie ujęcia, drogie miejscówki, doskonała pogoda, bardzo wyselekcjonowana muzyka i dużo zbędnego pier******. Taka prawda- dosyć już mówienia o tym jak fajnie być prosem i spędzać na nartach 3/4 roku- spoko każdy chciałby to w życiu robić bądź w ten sposób sobie przez życie przejechać jednak jest to w naszym kraju niemożliwe- dlatego tak frustruje te gadanie w filmach. Żeby się nie pomylić w tym filmie są ze 4 piosenki? Prócz muzyki snujacej się w tle- może boliwijskiej muzyki w nowej aranżacji. Mistrz. Żadnych zbędnych hitów- żadnych m83, które potem plątało by się na imprezach przez 2 sezony. Wielki plus za to, że muzyka tak w tym filmie wygląda. Przychodzimy oglądać góry, narty i nature.
no to pora w końcu na to co ja sądzę o tym filmie:
To doskonały obraz. Piszę to już po wszystkich emocjach, które były z tym filmem związane. To bardzo,bardzo dobrze nakręcony film. To wyśmienite zdjęcia. To wyśmienita fabuła. Przez wiele lat, nic w moim rankingu nie przebijało Claima – to był film który był a potem było długo długo nic. Tak jak mówię, przynajmniej w moim mniemaniu. Into the mind to zmienił. to obraz mający pokazać naszą współnależność i współzależność względem matki natury. W tym filmie jest pokazany szacunek do gór, szacunek do aury, szacunek do życia. To film pełen pasji- pokazujący oczywiście jak niebezpiecznej pasji, po której możesz wylądować w szpitalu- jednak miłość i chęć zdobywania kolejnego szczytu powoduje, że po rehabilitacji powracasz do tego szczytu, który wcześniej prawie Cię zmiażdżył. Film jest krecony często na 2 helikoptery- dzięki czemu ujęcia, które są wplatane w relacje z kamer go pro tworzą niesamowita więź między widzem a narciarzem wchodzącym na szczyt- często w rakach czy na skiturach-daje to niesamowity efekt.
W tym filmie nie ma najbardziej wykreconych ewolucji- nie ma ich prawie w ogóle- ten film pokazuje jak samo wejście na górę, widok na horyzont, ta chwila zawahania czy to ten moment i sam zjazd przez żleb – potrafi doprowadzić Cię do stanu euforii.
Prawda jest taka, że można o tym filmie pisać i rozmawiać długo- tym bardziej, że ma tak zróżnicowanie opinie na swój temat. Dla mnie to film, którego nazwa jest adekwatna do tego co zobaczyłam i do tego co poczułam. Nieważne są najnowsze modele kurtek i sety zmieniane co sezon, nie musisz być pro by pórbować poczuć to samo co oni w mniejszych górach, tu chodzi o miłość, z której my często się sobie spowiadamy- to nie zajawa, to miłość do nart,do śniegu, do gór, do natury- każdy z nas ma to w sobie, jednak często zapomina czy ma wyrzuty, bo nie robi tego tyle co inni w ciągu sezonu. Tu nie chodzi o to by się pokazać, tu ważne jest by działać.
I jeszcze na sam koniec- narciarze robią znacznie lepsze filmy. (Potencjalną falę krytyki możecie sobie wsadzić)
Polecam wszystkim!